Mogę spokojnie powiedzieć że od 5 tygodni jestem „w treningu”. Po półmaratonie w Pradze nadeszło rozprężenie które doprowadziło mnie do tego, że prawie zapomniałem co to znaczy być biegaczem, oczywiście żartuje. Mój trening to maksymalnie 30-40 spokojnych kilometrów w tygodniu. W pewnym momencie powiedziałem dość i wziąłem się za siebie. Od razu przeskoczyłem na kilometraż oscylujący na poziomie 90-115 kilometrów na tydzień! Pierwszy tydzień był najgorszy, a później poszło z górki! Można powiedzieć że w końcu zacząłem się dobrze czuć.

Przed startem

Półmaraton Wrocławski miał być swojego rodzaju sprawdzianem. Miałem poprowadzić moich zawodników #ŚlęzakTeam i mojego przyjaciel Radzia po 3:50-3:52/km. Jeszcze 4 tygodnie przed półmaratonem zastanawiałem się czy takie tempo jest dla mnie realne… ale im bliżej startu tym bardziej czułem się pewnie. Biegowy Potop Szwedzki tylko potwierdził mnie w moim przeświadczeniu. Po poniedziałku zrobiłem jeszcze w środę 22x400m przerwa 200m trucht a w piątek ćwiczyłem intensywnie na siłowni i oczywiście biegałem. Przed startem miałem 86 kilometrów w nogach.

Dojazd na start trochę mnie zaskoczył. Nie był na tyle płynny jak się spodziewałem. Na miejsce dotarłem o 20:40 czyli 5 minut przed naszym klubowym spotkaniem! Wspólne zdjęcie Ślęzaków i można było ruszać na rozgrzewkę oraz załatwić resztę spraw.

Do biegu gotowi start…

W strefie stałem przez 7 minut przed startem. Ścisk był konkretny, a z nieba zaczął padać lekki deszczyk. Strzał startera i barwny tłum ruszył na ulice Wrocławia. Pierwszy kilometr biegnę w takim ścisku że jestem w szoku. Poziom szybkich biegaczy wzrasta.

Pierwsze kilometry mijają mi nawet nie wiem kiedy. Trasa nie jest jakaś super, trzeba uważać na nogi aby nie wpaść w jakąś dziurę. Jest ciemno, a to nie ułatwia stawiania kroków. Pierwszą piątkę pokonujemy w 19:46. W tym momencie jestem na 227 miejscu open. Puls cały czas w granicach pierwszego zakresu! Zadana prędkość nie robi na mnie żadnego wrażenia.

Mówię do moich towarzyszy że mamy lekki niedoczas i trzeba trochę zacząć przebierać nogami! Lecimy kolejnymi zakrętami. Cały czas trzymam odpowiednie tempo dla moich zawodników! 10 km mamy w 39:06. Dawno mi się tak lekko nie biegło. Czuje że z taka prędkością mógłbym biec i biec. Poganiam towarzystwo. Mówię że czas biec szybciej. Na 15 kilometrze meldujemy się 58:26 dokładnie na 146 miejscu open.

Od 5 kilometra towarzyszy mi jedna myśl. Zrobić siku… po pomiarze na 15.5km zatrzymuje się na chwile przy hali targowej. Sikam i ruszam w pogoń. Momentalnie chłopaki mi uciekają, a ja tracę do nich jakieś 30 sekund. Zmotywowało mnie to do takiego poziomu że doganiam ich przy placu Dominikańskim, informuję że mają lecieć swojej, a ja lecę swoje. 16km jeśli chodzi o średnia prędkość wychodzi słaby bo musiałem nadgonić stratę. 17 kilometr mijam w 3:29. Zaczynam szaleńczą pogoń. Mijam biegaczy mniej więcej jak tyczki, nikt nie podejmuje walki. Wpadam na wybrzeże Wyspiańskiego.

Mijam mojego zawodnika Pawła Cibisa, przy okazji analizuje jego technikę biegu. Zaraz przed nim jest mój biegacz Chris Wiciak. Chrisu krzyczy żebym walczył! Nie poddaje się. 18 kilometr 3:28! Nic mnie nie jest w stanie powstrzymać. Pomyśleć że między 15 a 20 kilometrem wyprzedziłem prawie 50 osób. 19 kilometr lekko pod górkę idzie w 3:28. Wpadam na aleje Różyckiego mijając 20 kilometr w 3:30. Wiem że już niedaleko bo zaczynam odczuwać trudy tej szarży! Nie mniej jednak nie poddaje się i mijam kolejnych zawodników. Pojawia się brama startowa, zaciskam zęby. Na kółku przed stadionem mało nie wybijam sobie zębów ale 21 kilometr mam w 3:30. Finisz po 3:05/km i jest meta. Szkoda że końcówka była tak niebezpieczna.

Finisz na stadionie pełnym ludzi robi wrażenie. Ale nawierzchnia po której trzeba było się poruszać już nie zachwyca. Dobiegłem jako 89 w klasyfikacji generalnej i wtedy już było nieciekawie, a co z tłumem który miał tam dopiero dotrzeć? Ta kwestia jest do poprawki.

Co do samej trasy. Na pewno nie jest ona przygotowana na 20 tys osób. Wąskie ulice, ciasne zakręty, wąskie gardła sprawiają że może być po prostu niebezpiecznie. Warto to przemyśleć przy następnych edycjach.

Spodziewałem się także większego rekordu frekwencji :)! Niby było zapisanych ponad 11 tysięcy osób a do mety dobiegło mniej niż 10 tysięcy. Szkoda.

Jeśli chodzi o wszystkie inne kwestie organizacyjne to jestem zadowolony. Biuro działało sprawnie, po biegu wszystko grało. Oprawa mi się podobała. Także jeśli nie startowałeś nigdy we Wrocławiu to warto!

Podsumowanie

Myślę że dałem swojemu organizmowi porządna cegłę do budowy odpowiedniej formy przed maratonem w Berlinie! Jestem optymistycznie nastawiony. Biegło mi się lekko i bez żadnych problemów zdrowotnych. Wszystko dzięki temu że przez 6 tygodni chodzę wytrwale na siłownie – bez żadnych wymówek! Jeśli chcesz poprawić swoją formę napisz do mnie na biegacz.piotr@gmail.com i dołącz do ŚlęzakTeam! Zacznij biegać świadomie razem ze Ślęzakiem!