Na samym początku chce podziękować organizatorom Poznańskiego Maratonu za to, że otrzymałem od nich pakietu na maraton. Nie chciałem być „zającem” na dziko i bez numeru (to znaczy na początku o tym myślałem – ale później Janusz mnie uświadomił, że to jednak trochę siara). Otrzymałem numerek 23.

Biuro zawodów

Wraz z moim zawodnikiem Mariuszem wyjechaliśmy z pod Wrocławia o 15:45, a o 18 byliśmy już w centrum Poznania w biurze zawodów. W końcu dzięki dobrej drodze Wrocław jest bliżej stolicy Wielkopolski. W biurze nie było za dużo ludzi (co mnie trochę dziwiło). Organizacyjnie jak to w Poznaniu wszystko zapięte na ostatni guzik. Pakiet sprawnie odebrany, koszulka, torba, słodycze, piwko (bezalkoholowe i z %) i kilka ulotek. Moim zdaniem dość bogato i pakiet mi się naprawdę spodobał. Po wszystkim postaliśmy jeszcze chwilę w biurze zawodów, ja rozdawałem ulotki, a Mariusz i koledzy robili zdjęcia na ściance. Trochę martwi mnie tylko kondycja targów, expo na naszych zawodach. Wiem, że w Polsce startuje o wiele mniej ludzi. W tym roku niestety w Poznaniu wystartowało aż 23% osób mniej niż w zeszłym roku. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Wracając do expo – wyglądało dość biednie. Mając porównanie z Amsterdamem, Berlinem jestem trochę zawiedziony (zagranicą mamy oczywiście szersze grono odbiorców) i nie wiem z czego to wynika że 250 kilometrów od Poznania do takiego Berlina jest w stanie przyjechać 45 tysięcy osób. Organizacyjnie bezapelacyjnie dorównujemy Europie ale brakuje nam jakieś kropki na i.

Trasa

Z opowieści Mariusza wywnioskowałem że pierwsze 21 kilometrów biegło mu się względnie spokojnie. Dlatego też dołączyłem do niego dopiero na półmaratonie żeby go motywować na tej trudniejszej części. Mi się biegło komfortowo, ale gdy biegniesz 42 kilometry i masz już w nogach 35 kilometrów, dobiegasz do podbiegu, wieje Ci wiatr w twarz a do tego dość mocno świeci słońce można trochę zwątpić w swoje siły. Dlatego tam byłem, wspierałem i dopingowałem Mariusza. Na Malcie wbiegliśmy bez problemu, później długi zbieg i było ok. Dopiero podbieg na 35 kilometrze nas trochę poskładał i końcówka była już trudna mimo że było płasko. Mimo wszystko oceniam trasę na plus i na pewno była lepsza niż w Warszawie na maratonie. Od moich zawodników usłyszałem, że tak trudnej trasy w Warszawie jeszcze nie było.

Meta

Atmosfera na mecie niesamowita! Wielkie bramy, niebieskie dywany, pełno kibiców to dla maratończyków to niesamowite metry. Ostatnie 195m gnasz już niesiony rykiem kilkuset gardeł, które krzyczą. Trzeba to przeżyć żeby wiedzieć o czym mówię. Za metą napoje, banany, pomarańcze, woda i medale. Wszystko to co potrzebne maratończykom żeby się odświeżyć napić itp. Jak my dobiegliśmy do mety był duży luz w końcu Mario był w pierwsze pięćdziesiątce więc za dużo biegaczy nie było przed nami. Co się działo później nie wiem. Chwilę postaliśmy, walnęliśmy w poznański dzwon i zaczęliśmy się zbierać. Jeszcze tylko dopingowaliśmy Dagmarę Owczarek która była 8 open wśród kobiet i ruszyliśmy do wyjścia. Chwilę nam zajęło przejście do auta, ale sam wyjazd z miasta w stronę Wrocławia był już naprawdę komfortowy, nie staliśmy w żadnym korku, o 15 jadłem już w domu obiadek.

Podsumowanie

Jeśli chcesz w przyszłym roku pobiec dobrze zorganizowany maraton to polecam w 100% Poznań. Wiadomo, że na pogodę i wiatr nie mamy wpływu, a październik co roku jest cieplejszy, ale organizacyjnie nie ma się do czego przyczepić. Impreza zrobiona na najwyższym poziomie i standardzie. Trzeba Poznaniakom pogratulować i oddać pokłony. Jeśli się wahaliście czy jechać do stolicy Wielkopolski to mam nadzieję że rozwiałem Wasze wątpliwości.