Sporo osób prosi mnie o to, abym napisał jak wyglądały moje początki, dziś spełniam te prośby i przedstawiam Wam moją biegową historię. Z perspektywy czasu widzę, że popełniłem niemal wszystkie możliwe błędy, na szczęście też kilku udało mi się uniknąć. Wiem, że bieganie pozwoliło mi się stać lepszym człowiekiem, bardziej zorganizowanym i poukładanym. Nauczyło mnie wiele pokory, a jednocześnie hartu ducha. Jestem wdzięczny losowi, że jestem w miejscu, w którym się znalazłem. Choć dziś pewne rzeczy zrobiłbym inaczej, nie żałuję swoich decyzji i jestem zadowolony z tego, co robię!
Jak zacząć biegać?
Musimy się trochę przenieść w czasie… jakieś 8 lat. Wydaje mi się, że przez ten czas zdobyłem wiele cennego doświadczenia. Zacząłem biegać ze względu na to, że doskwierał mi brak formy i przeszkadzał nieco za duży brzuszek. Nie byłem gruby, ale przy 174 cm wzrostu ważyłem 79 kg. Nie jest to może jakaś wielka waga, ale jednak u młodego chłopaka nie wyglądało to zbyt dobrze. Byłem w liceum, a czułem się jakbym był co najmniej po studiach i od dawna pracował za biurkiem. Pomyślałem sobie, że czemu by nie spróbować biegania? Grałem w piłkę nożną i jeździłem na rowerze, ale kondycji nie miałem. Jak zacząłem? Po prostu odmierzyłem trasę biegu rowerem (potem ten pomiar okazał się zupełnie nietrafiony) i poszedłem biegać.
Nie wiem, jak to możliwe, ale podczas biegu nie czułem specjalnego zmęczenia. Nie wiem, jaki dystans zrobiłem, bo nie miałem GPS. Nie wiem też, jak długo biegałem, bo nie miałem stopera. Sprawdzałem godzinę na zegarku przed wyjściem z domu i po powrocie, czyli pomiar niezbyt dokładny i wiarygodny. Byłem dociekliwy, więc zacząłem przeglądać internet. Pierwsze hasło, jakie wpisałem to “jak zacząć biegać”. Uwierzcie mi na słowo, wcale nie było tego dużo. Trafiłem na biegajznami.pl i maratonypolskie.pl – strony, które chyba od zawsze były i będą. To z nich czerpałem wiedzę i dużo się nauczyłem. Zapisałem się na forum i zacząłem dyskusję. Oczywiście nie od razu, tylko jak już trochę biegałem. Kupiłem też gazetę „Bieganie”, w której znalazłem artykuł o tym, jak zacząć biegać, a także plan treningowy.
Od razu chciałem przebiec maraton. Na każdym treningu biegałem szybciej. Miałem buty poprzedzierane w kilku miejscach, bo zacząłem biegać w jakichś Adidasach, w których chodziłem na co dzień. Dziś myślę, że postradałem wtedy zmysły. Biegałem coraz więcej. Pierwsze, co robiłem po powrocie ze szkoły to jak najszybsze pójście na trening. Czasem wyobrażałem sobie chwilę, w której wbiegam na metę maratonu. Obserwowałem wątki na forum, aż w końcu się udzieliłem. Napisałem, że biegam od miesiąca i mam w planie maraton. Pamiętam jak dziś, że na forum rozpętała się wtedy burza.
„Chłopie, masz 17-18 lat i chcesz biec maraton, zastanów się, co robisz? Ile Ty biegasz, jak można biegać z treningu na trening szybciej? Jakie Ty masz buty? Przeczytaj wątek Jak zacząć biegać?”. Przyznam, że było ostro. Nie wiedziałem do końca, o co chodzi. Byłem jednak uparty i chciałem iść w to dalej. Zaczęło mi się to podobać. Polubiłem wysiłek, a waga spadała. W tym czasie trafiłem także na książkę Jurka Skarżyńskiego, którą przeczytałem od deski do deski. Wiedziałem już jak się ubrać, jakie buty kupić. Mimo, że w domu się nie przelewało, rodzice kupili mi Asicsy 2110 (chyba tak nazywał się ten model – nie pamiętam dokładnie). Zacząłem także robić pierwsze ćwiczenia stabilizujące. Nawet napisałem do Jurka, aby coś podpowiedział. To on właśnie odwiódł mnie wtedy od pomysłu przebiegnięcia maratonu i z perspektywy czasu jestem mu za to wdzięczny. Podpowiedział także, co mogę zrobić, by biegać lepiej.
Pierwszy start
Biegałem wszędzie: do sklepu, do babci, za miasto, do lasu, po mieście. Wciągnąłem się niesamowicie. Zamiast roweru używałem własnych nóg. Gdy zbliżała się zima zauważyłem, że w okolicy odbędzie się Bieg Sylwestrowy. Uznałem, że jak zacząć biegać w zawodach to tak, by nie trzeba było nigdzie jechać. Przyznam też, że nie wiedziałem, że jest więcej takich biegów w Polsce. Na starcie stanąłem zagubiony, nie wiedziałem za bardzo, co robić, gdzie się ustawić i jak biec. Nie znałem trasy ani żadnych szczegółów. Miałem chipa przy bucie, ale ponieważ nie umiałem dobrze go zamontować spadł mi w połowie trasy. Na szczęście się zorientowałem, ale straciłem dobrą chwilę na przymocowanie go z powrotem. Trasa była ciężka, jak to w Trzebnicy, niemniej jednak uzyskałem czas lekko powyżej 42 minut, choć nie wiedziałem jeszcze, czy jest to dobry wynik. W każdym razie do zwycięzców zabrakło mi sporo. Po kilku tygodniach z zupełnego laika stałem się biegaczem. Na biegajznami.pl sugerowano, że mogę mieć talent, ale ja nie przywiązywałem do tego wagi. Dzięki radom dobrych ludzi, których poznałem doszedłem do miejsca, w którym jestem dziś. Dzięki GiganT-owi wkręcałem się w zawody, to on zabierał mnie na starty w różnych miejscach. Szybko, bo chyba w kwietniu czy maju, złamałem granicę 40 minut na 10 kilometrów. Było to w Bartkowie koło Oleśnicy. Kolejne biegi to już była formalność -startowałem gdzie się dało.
Brzuszek znikł i ze słabeusza biegowego zrobiłem się najlepszy na WF-ie. Na sprawdzianie zbiegu wahadłowego z najgorszego zawodnika w klasie stałem się najlepszy w szkole, ocierając się o rekord. Moim bieganiem zaczął interesować się także nauczyciel WF, który służył mi radami. Zostałem wytypowany na zawody szkolne na 1500 m. Ja, zawsze ostatni na mecie, reprezentowałem swoją szkołę w biegach – był to dla mnie zaszczyt. Chodziłem dumny jak paw.
Nie jestem już w stanie sobie odtworzyć wszystkich szczegółów z początków mojego biegania, lecz pamiętam moment, w którym pojechałem z Fundacją Maratonu Warszawskiego na obóz biegowy do Szklarskiej Poręby. Jak zwykle byłem aktywny, miałem już jakiś zapas sprzętu biegowego i zostałem na dwa turnusy. Tam zaprzyjaźniłem się z Małgorzatą Sobańską i Piotrem Mańkowskim, którzy przez dłuższy czas pomagali mi w treningach. Dzięki nim na 10 kilometrów pobiegłem 34:11. Na pewno nauczyłem się bardzo dużo od nich, za co jestem im bardzo wdzięczny.
Następnie poszedłem na studia
Wszyscy mnie straszyli, że nie będzie czasu na aktywność fizyczną, bo na studiach się pije i trzeba się uczyć. Nauka rzeczywiście zajmowała mi dużo czasu, ale miałem ogromną determinację, by dalej trenować. Trafiłem do Jacka Wośka i to pod jego opieką rozkwitła moja moc biegowa. „Jak zacząć biegać?” nabrało nowego znaczenia, bo od trenera Jacka uczyłem się wszystkiego od nowa. Rozciągania, siły, stabilizacji, koordynacji, chodzenia na siłownię itp. Wszystkie te elementy poprawiałem sukcesywnie. Trzy razy w tygodniu zostawałem po zajęciach do 20:30 na treningu. Po bieganiu jechałem 25 kilometrów autem, wracałem do domu po 21. Do tego dokładałem inne jednostki treningowe, które już robiłem w domu lub w przerwach między zajęciami. Razem z Jackiem Wośkiem doszedłem do poziomu 32:17 na 10 km, 15:59 na 5 km i 1:11:54 w półmaratonie. Tak zleciały mi całe studia, biegowo od początku do końca. Czasem zdarzyło się przez treningi coś zawalić, ale ostatecznie zawsze wychodziłem na prostą.
Po studiach nie miałem już czasu jeździć na AWF i niestety współpraca z Jackiem Wośkiem się skończyła. Szukałem też jakiegoś powiewu nowości i świeżości w swoim treningu. Zacząłem sam go sobie układać, ale nie szło mi to najlepiej. Ktoś polecił mi Damiana Wikowskiego, rekordzistę kraju w półmaratonie 20- i 21-latków – 1:04:33. Dziękuję Damianowi za zaangażowanie i także to, że pomagał mi tak naprawdę charytatywnie. Było raz lepiej, raz gorzej, ale wciąż nie tak jak chciałem. Znowu zacząłem trochę sam kombinować, ale też mi to nie szło. Tak minęły dwa lata, bez żadnych konkretnych wyników, żadnego progresu, bez motywacji i chęci. Do tego ciągle trapiły mnie bolesne kolki, właściwie nie byłem w stanie ukończyć bez bólu żadnych zawodów. Było to smutne, a zarazem żenujące. Wszyscy najbliżsi mieli już dość mojego marudzenia. W końcu coś we mnie pękło, na mojej sportowej drodze pojawił się Wojtek Kopeć – napisałem do niego, ustaliliśmy warunki i zaczęliśmy współpracę
Chciałem, żeby to była cicha współpraca. Tak naprawdę zacząłem biegać z Wojtkiem już w okolicy maja. Wiedziała o tym tylko moja żona Klaudia i mój przyjaciel Radek. Nikt więcej. Nie chciałem rozgłosu ani tłumaczenia swojej decyzji, dopóki nie będzie konkretnych wyników. Taka była umowa z Wojtkiem, miał nikomu nic nie mówić. Umówiliśmy się, że głównym celem jest maraton na jesień. Ja nie zakładałem żadnego celu, chciałem go przebiec lepiej niż w zeszłym roku. Jak zszedłem z 3:03 do 2:38 możecie przeczytać w osobnym wpisie. Trenowaliśmy, biegaliśmy, ja zabrałem się za stabilizację. Wszystko wykonywałem zgodnie z zaleceniami i przez całe lato nie opuściłem żadnego treningu. Upał czy deszcz, ja zawsze zdeterminowany biegłem przed siebie! Postanowiłem, że się nie poddam. Zacząłem wierzyć w siebie. Półmaraton w Henrykowie pobiegłem w najgorętszy dzień roku. Później była taktyczna dycha w Ząbkowicach, następnie Krynica: start na 10 kilometrów i nazajutrz półmaraton, choć nigdy przedtem nie biegałem zawodów dzień po dniu.
Wszystko nagle zaczęło się udawać. Czasy z Henrykowa (1: 24: 10) i Ząbkowic 35: 15 nie rzucały na kolana, ale biegłem bez bólu. W Krynicy nastąpił wystrzał formy: 10km w 32: 06 (wynik cieszył, mimo że było z górki), a na drugi dzień 1: 20: 45 półmaraton na wymagającej trasie. Cieszyłem się jak dziecko, a jednocześnie obawiałem, że nie dotrwam w tej formie do maratonu w Amsterdamie. Stresowałem się. Jednak czas leciał, ja z tygodnia na tydzień stawałem się mocniejszy, a jak to się skończyło już wiecie!
Jak zacząć biegać? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Bardzo ważny jest dobry trener, który umie motywować, doradzić i wyczuć zawodnika. Bez takiej osoby ciężko jest trenować. Ja dodatkowo mam trudny charakter, jestem uparty do granic możliwości, wszystko mam zaplanowane i wściekam się, gdy coś nie wychodzi. Jestem bardzo poukładany, zawzięty i zawsze staram się dać z siebie 100%. Jeśli zaczynacie spróbujcie nie popełniać takich błędów jak ja.
Podsumowanie
Najlepszym komentarzem do mojej biegowej historii są słowa Venus Williams: “Niektórzy mówią, że mam dobre podejście. Być może mam. Ale myślę, że musisz je mieć. Musisz wierzyć w siebie wtedy, gdy nikt inny w Ciebie nie wierzy – to czyni Cię wygranym już na początku.” Chciałbym każdemu z Was życzyć powodzenia i motywacji do dalszej pracy. Mam nadzieję, że ten wpis rozbudził w Was wielką chęć do biegania. Podzielcie się wrażeniami w komentarzach!